wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 3

      ********************** Tydzień później *********************

Dwa dni temu  odbył się pogrzeb mojej mamy.  Ale nie zamierzam go opisywać.  powiem tylko, że był to najgorszy dzień w moim życiu.  Nie potrafię pogodzić się z jej śmiercią. Nie mogę!!!!!
  Cały czas płacze, łzy same spływają. Nawet się nie staram, żeby pokazać, że jest dobrze. Bo jest do niczego i chyba to się nie zmieni.  Ojciec stara się, ale znosi to jeszcze gorzej ode mnie.
  Olivia i Damian odwiedzili mnie kilka razy ciągle powtarzając , że muszę pokazać  wszystkim, że jestem silna.  A ja po prostu nie dam sobie rady. Nie potrafię!!!!
  Evelin  wróciła szybciej z Brazylii, aby być ze mną w tych trudnych chwilach.  Ciągle nawijała o tym jak tam cudownie. Ale chociaż może to i lepiej.
  Zayn też mnie odwiedził mówił, że mogę na niego liczyć.  I wiem, że się stara, ale jego obecność przypomina mi wydarzenia związane z śmiercią mamy.
  Leże już tak od siedmiu dni.  Schodzę tylko na śniadanie, obiad i kolację.  No czasem muszę skorzystać z toalety czy wziąć prysznic, ale pozostałe części dnia spędzam w łóżku.
  Dzisiaj niedziela. ojciec chce, abym jutro poszła do szkoły, ale ja nie pójdę, nie dam rady.
  Wstałam o 12.  Wiem długo spałam, a właściwie leżałam, bo od jakiegoś czasu nie umiem zasnąć. Wzięłam zimny prysznic, założyłam czarne jeansy i sweter.  Włosy spięłam w luźny kucyk. Zeszłam na dół.  Victoria- moja służąca- podeszła do mnie i zapytała:
  -Co panienka sobie życzy?
  -Nic-odpowiedziałam krótko- Tata wstał?
  -Nie. Wrócił do domu  o trzeciej nas ranem. Pewnie jeszcze śpi- powiedziała.
  -Pójdę do niego- powiedziałam.
  -Co przygotować na obiad??- zawołała za mną.
  -Cokolwiek- burknęłam i poszłam do ojca.  zapukałam do drzwi i nic. Otworzyłam je. Ojciec spał w najlepsze.  Podeszłam cicho i przykryłam go kołdrą. Ocknął się.
  -Lucy???- zapytał (bo tak ma na imię moja mama).
  -Nie to ja tato- powiedziałam i usiadłam obok niego-Chcę z tobą  porozmawiać.-Usiadł i pokręcił nerwowo głową-Musisz mi wreszcie wszystko wyjaśnić- nalegałam.
   -Co mam ci powiedzieć?!?!?!?!- wydarł się- że Lucy nie żyje przeze mnie!?!?!?!? Że to ja ją zabiłem?!?!?!?!
Popatrzyłam na niego zaskoczona.
  -Co????
Rozpłakał, a ja mocno go przytuliłam.
  -Miałem długi...-zaczął- Pożyczyłem od jakichś ludzi...Nie byłem w stanie oddac im tych pieniędzy...- nie wierzyłam własnym uszom-...Grozili mi, a co ja miałem zrobić?!?!?!?! Prosiłem, błagałem o czas,ale...Zabili ja przeze mnie- mocniej go objęłam. Ja także płakałam.
   -Tato musisz mi coś obiecać- powiedziałam- Obiecaj, że zawsze będziemy razem i nigdy mnie nie zostawisz- pokręcił przecząco głową- Obiecaj.
  -Nie mogę. Nie jestem dobrym ojcem. Narażam cię na takie niebezpieczeństwo- powiedział, popatrzyłam mu  w oczy.
  -Jesteś moim tatą. Jedynym i najlepszym- powiedziałam- potrzebuję cię jak nigdy przedtem. Obiecaj, że będziesz przy mnie.
  -Obiecuję- powiedział zrezygnowany.
  -Kocham cię tato- powiedziałam.
  -Ja ciebie też- mocno go przytuliłam. Poczułam  przypływ siły. Wiem, że mama byłaby ze mnie dumna.

Po obiedzie poszłam do swojego pokoju. Pościeliłam łózko (pierwszy raz w tym tygodniu), ogólnie ogarnęłam cały bałagan. Gdzieś o 16 ubrałam czarną kurtkę i kozaki i poszłam do kościoła i na grób matki. Gdy się pomodliłam poczułam się lepiej. Gdy wróciłam do domu w salonie czekał na mnie Louis. gdy mnie zobaczył od razu do mnie przybiegł i mocno przytulił.
  -Jak się czujesz?- zapytał zatroskany. BArdzo się cieszyłam, że przyszedł.
  -Bywało lepiej. Ale teraz jest dobrze- uśmiechnęłam się blado- chodźmy do mnie- zaproponowałam. Oczywiście zgodził się.
  -Przepraszam, że nie zajrzałem wcześniej, ale pomyślałem, że potrzebujesz kilka dni spokoju i  samotnosci- tłumaczyła sie, gdy weszliśmy do pokoju.
  -Dobrze zrobiłeś. Dopiero dzisiaj wstałam- powiedziałam, a w moim oczach pojawiły się łzy.
  -Nie płacz. Wszystko się jakoś ułoży- pocieszał mnie.
  -Wiem, ale jest mi tak strasznie smutno- beczałam już na dobre. Objął mnie mocno,a ja poczułam sie taka bezpieczna.
  -Wiesz co?? Płacz. Będzie ci lżej- powiedział.
Siedział u mnie do 20. Nasza rozmowa bardzo mi pomogła. Podniosła na duchu.
  -Idziesz jutro do szkoły?- zapytał, gdy wychodził. Pokręciłam przecząco głową- Jeżeli chcesz mogę pójśc z tobą. Będę spędzał z tobą przerwy.
  -Nie. Masz swoje sprawy. Nie chcę sprawiac ci kłopotu.
  -Nigdy nie będziesz dla mnie kłopotem- powiedział- Będę o wpół do ósmej. Pasuje??
  -Jasne- poddałam się. Może ma rację, gdy będzie w pobliżu, będę czuła się pewniej.
  -No to do jutra- ruszył do wyjścia.
  -Louis??- zawołałam za nim. Popatrzył na mnie- Dziękuję. Dzięki tobie znów się uśmiecham- powiedziałam, a on podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Nogi się pode mną ugięły. Jak on pachnie!!!!!
  -Do juta- szepnął.

                       ******************Następny dzień**************
Budzik nastawiłam na 6.30, ale nie spałam już od czwartej. Porządnie umyłam zęby no i ogólnie cała poranna toaleta. Ubrałam czarne jeansy, czarny koszulek i szary sweter i zrobiłam fryzurę.  Po zjedzeniu śniadania wyszłam na zewnątrz, aby trochę się wyluzować. Byłam bardzo zmęczona i zestresowana.
  -Już gotowa?- zapytał mnie Lou. Pokiwałam przecząco głową.
  -Co jest?- objął mnie ramieniem.
  -Louis, nie poradzę sobie- stwierdziłam.
  -Oczywiście, że sobie poradzisz- pociągnął mnie za rękę - No i ja będę przy tobie.
  -Chodźmy, przecież nie mogę się spóźnic- powiedziałam zrezygnowana.
  -No i taka postawa mi się podoba.




Gdy zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec lekcji wyszłam z klasy. Lou czekał na mnie oparty o ścianę
  -I jak?- zapytał i objął mnie ramieniem.
  -Nie sądziłam, że ktoś się zainteresuje półsierotą- usłyszałam za sobą głos Harriet. Odwróciłam się.
  -Daruj sobie- powiedział Louis.
  -Nie wtrącaj się- zwróciła się do niego-  Chciałam cię tylko zapytać jak to jest nie miec matki??
  -To boli. Bardzo. Ale taka próżna laska jak ty tego nie zrozumie- powiedziałam. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu.
  -Tak, to musi byc takie straszne- zakpiła.
  -Tak, ale ty tego nie zrozumiesz, twój  mały mózg tego nie pojmuje- wtrąciła się Olivia
  -Zamknij się!!!!!- wydarła się na nią.
  -Harriet nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi, a nie masz czym szastać- powiedział Louis, kilka osób się zaśmiało, a ja po prostu wybiegłam na zewnątrz. Płakałam, łzy spływał po policzkach,a  ja nie miałam nad tym kontroli.
  -Co jest?- zapytał Zayn, który zjawił się nie wiadomo skąd.
  -Może powinieneś zapytać twoją dziewczynę!- odburknęłam. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.  Po chwili zjawił się przy mnie Louis.
  -Za dwadzieścia minut zaczynają się próby- oznajmił mu Mulat.
  -Jasne już idę- powiedział. Przytulił mnie- Maleńka, wszystko będzie dobrze.
Oparł czoło o moje. oddychaliśmy jednym rytmem. Uspokoiłam się.
  -Wpadnę wieczorem. Jeśli chcesz- zaproponował. Pokiwałam głową- Do zobaczenia.
wsiadł do samochodu, a ja zostałam sama, w tym w wielkim świecie.

________________________________________________________________
Przeprasza, przepraszam, przepraszam.... Znów nawaliłam.
Ale pamiętajcie, że was kocham ;****
Mam ogromną prośbę.  Głosujcie w ankiecie. Bo nie wiem co mam z zrobić. Mam dylemat pomiędzy Louisem, a Zaynem.
Zdaję się na was <333

3 komentarze:

  1. A tam bejb dobrze jest.!! Podoba mi sie...:**** I już czekam na next.!! :) x

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział Bebeee...czekam na następny <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Super piszesz i super rozdziałek, miałam łzy w oczach, wzruszające, czekam na nn/Paula

    OdpowiedzUsuń