piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 5

Gdy następnego dnia wychodziłam ze szkoły Lou już na mnie czekał. Gdy mnie zobaczył podszedł do mnie i mocno przytulił.
  -Cześć- przywitałam go. Myślała, że po wczorajszej rozmowie z moim ojcem ucieknie gdzie pieprz rośnie.
  -Masz ochotę na obiad?- zapytał i uśmiechnął się. Pokiwałam głową, muszę mu powiedzieć, że ojciec się zgodził, żebyś byli razem. Jeżeli w ogóle tego chce.
Trzymając się za ręce szliśmy do samochodu. Nagle twarz Tomlinsona posmutniała podążyłam, za jego wzrokiem. Patrzył na Zayna kłócącego się z Harriet.   Pokręcił niezadowolony głową.
  -Że też właśnie ja musieli mu wybrać- powiedział. Spojrzałam na niego zdziwiona.
  -Co masz na myśli?- zapytałam. Spojrzał na mnie i rzekł:
   -Kiedyś wszystko ci opowiem. ale teraz zajmijmy się sobą...- mówił. Zapięłam pasy i spojrzałam jeszcze raz w kierunku Malika. Zdenerwowany zatrzymał taksówkę i odjechał, zostawiając Harriet samą. Dobrze jej tak.
  -Muszę ci coś powiedzieć..- zaczęłam-..Rozmawiałam wczoraj z ojcem...
  -wiem- pokiwał głową-  Słyszałem cała waszą rozmowę.  I jestem oburzony.!!!!
Spojrzałam na niego troszeczkę przerażona. Powiedziałam coś nie tak??/ Nie, nie przypominam sobie.  Zapadła chwili ciszy, którą przerwałam słowami:
  -A tak właściwie gdzie jedziemy?
  -Do mnie. Musimy poważnie porozmawiać- ten to wie jak denerwować.
Po 10 minutach byliśmy na miejscu. Byłam trochę zestresowana, nie jestem doświadczona w tych damsko- męskich sprawach. Lou może oczekuje czegoś co ja nie będę potrafiła mu dać. Miałam tak wiele wątpliwości. Gdy byliśmy przy drzwiach, spojrzałam za siebie rozmyślałam ucieczkę, ale przecież co się odwlecze o nie uciecze. Wzięłam głęboki oddech i trzymając jego rękę weszłam do środka.  Usiedliśmy w salonie. Lou spojrzał mi w oczy. Nie potrafiłam utrzymać tego spojrzenia, spuściłam wzrok.
  -Hej co jest? Boisz się?- pytał. Nie wiedziałam co mu odrzec. Wczoraj byłam pewniejsza siebie, jakoś swobodniej się czułam, a teraz najchętniej wtopiłabym się w ścianę.
  -Alex co jest?- dotknął mojego policzka, w moich oczach pojawiły się łzy. Kompletnie siebie nie rozumiałam. Zależy mi na Louisie, jest moim powietrzem, ale boję się, że  to wszystko zepsuję.
  -Posłuchaj..- zaczął zrezygnowany..-Twój ojciec powiedział, że nie ma nic przeciwko nam. Słyszałem.  Ale jeżeli nie jesteś pewna swoich uczuć...Alex nie płacz, bo mi serce pęknie.
Nie wiem co się ze mną działo. Czułam się zagubiona. I wtedy zrobiłam coś co zaskoczyło nas obojga. Pocałowałam go. Ten pocałunek był bardziej namiętny, bardziej prawdziwy.  Wplotłam ręce w jego włosy, a on objął mnie w tali.  Gdy się odsunęłam mocno mnie przytulił.
  -Przepraszam- wyszeptałam- Jestem kompletna idiotką, ale bardzo się boję.
Spojrzałam mu w oczy, które płonęły.
  -Nie jesteś idiotką. Od kąt cię spotkałem czuję, że połączyło nas coś mocnego i pięknego.
  -Chodzi o to..., że ja nie szukam miłosnych uniesień, randek, imprez, ale potrzebuje oparcia, przyjaciela- tłumaczyłam- Dla ciebie to pewnie...
  -Będę dla ciebie kim chcesz..ważne, że będę blisko.
  -A jeżeli to ci nie wystarczy..??
Uśmiechnął się, a moje serce mocniej zabiło.
  -Kocham cię- wyszeptał. Oparłam głowę o jego ramię. Siedzieliśmy tak oddychając w jednym rytmie. Czułam się jak w domu. Blisko Louisa, mojego Louisa.   Pocałował mnie delikatnie w czoło, a ja cieszyłam się chwilą.
  -Chyba będę się już zbierać- powiedziałam.
  -Wpadnę jutro po szkole- zaproponował.
   -Do jutra- pocałowałam go w policzek i wyszłam na zewnątrz. Szło mi się dużo lepiej. Byłam lekka jak piórko, jakbym się przed chwilą urodziła.  Po dwudziestu minutach  byłam w domu.
  -Jestem!-zawołałam.
  -Coś się stało?- w drzwiach stanął ojciec- Jesteś nadzwyczajnie wesoła...- stwierdził.
  -Rozmawiałam z Louisem...jesteśmy parą- oznajmiłam. Bałam się jak zareaguje, ale nie mogłam go okłamywać.
  -Mam nadzieje, że będziesz rozważna i... szczęśliwa- powiedział niezbyt zadowolony i wyszedł.



Godzinę później siedziałam przy stole pijąc herbatę. Dużo myślałam. Byłam szczęśliwa, ale jednocześnie smutna, że mamy nie ma ze mną.  Nagle drzwi się otworzyły stanęł w nich  Evelin.
  -Hej!- usiadła na przeciw mnie, a ja zdjęłam nogi ze stołu.- Stęskniłam się z tobą. Dlaczego nie dzwoniłaś.?
  -Hej. Nie....- przerwała mi moja komórka.  szynko odebrałam. Louis. 
  *Hej skarbie!- przywitał mnie- Masz ochotę na spacer???
  *Hej, mam i to wielką- odpowiedziałam.
  *W takim razie będę za godzinę- powiedział ożywiony-Kocham cię.! Pa!
  *Ja ciebie też. Pa- rozłączyłam się. Evelin popatrzyła na mnie podejrzliwi.
  -Mam chłopaka- oznajmiłam spokojnie.
  -I mówisz o tym od tak.???- oburzyła się.- Powinnaś piszczeć, skakać i tańczyć macarenę....- mówiła jak najęta.
 -A wiesz z kim?- przerwałam jej.
 -No właśnie z kim?- olśniło ją. Pokręciłam z niedowierzanie głową.  Sama nie wierzyłam, że to prawda.
  -Z Louisem Tomlinsonem- usiadłam na przeciw niej- Za chwilę idziemy razem na spacer.
  -Posłuchaj...Skoro ja jako jedyna nie mam chłopaka może zapoznasz mnie z jego znajomymi??- poprosiła.
  -Wiesz znam tylko Zayna, więc jak ich poznam....
  -dziękuje- przytuliła mnie....
_______________________________________________
I jak??? Jak zwykle beznadzieja....
Ale starałam się jak mogłam.
Kocham...!
















sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 4

Gdy samochód Louisa zniknął za zakrętem ruszyłam do domu. Cały czas o nim myślałam. O tym jak mnie bronił. wszystko robi jak należy. Jest wyrozumiały i opiekuńczy, a do tego przystojny.
Po drodze wstąpiłam do KFC, potrzebowałam ogromnej ilości fast fudów.
Gdy o siedemnastej wróciłam do domu od razu poszłam o siebie. Włączyłam  laptopa i weszłam na facebooka. Popisałam z Evelin i zabrałam się do odrabiania zadania. O 19 dostałam SMS-a od Lou, że dzisiaj nie da rady przyjść, ale jutro odbierze mnie ze szkoły. Odpisałam mu że nie musi nic dla mnie robić. Było trochę głupio, że zabieram mu czas. Chociaż każda chwila spędzona z nim jest dla mnie jak bardzo dobre lekarstwo. Jakoś o dwudziestej położyłam się do łózka i zaczęłam myśleć o mamie wspominać dawne czasy. Płakałam  godzinę, ale dobrze mi to zrobiło. Żeby się uspokoić wzięłam długą kąpiel i chyba o 22 zasnęłam.

Następnego dnia wstałam o 6. Umyłam i wysuszyłam włosy i zrobiłam z nich jakąś sensowną fryzurę.  Jak zawsze ubrałam się na czarno. Wzięłam z lodówki jakiś jogurt i wyszłam na zewnątrz.
W szkole jak zwykle nudy i całe siedem lekcji strasznie mi się dłużyło. Gdy wyszłam na zewnątrz od razu ruszyłam w kierunku domu. .
  -Alex!- usłyszałam głos za mną. Odwróciłam się- Przecież obiecałem, że przyjadę.
Powiedział Lou i pocałował mnie w usta, czym kompletnie mnie zaskoczył. Zrobiłam wielkie oczy.
 -Przepraszam..- wybąkał.
 -Nie musiałeś przyjeżdżać- powiedziałam oschle, bardziej niż chciałam.
 -Chciałem przyjechać- powiedział nieco urażony- Musisz mi opowiedzieć jak poszło ci w szkole- powiedział  weselej.
  -Dobrze- zgodziłam się i wsiadłam do auta. Jechaliśmy  w ciszy. Było mi głupio,że tak go potraktowałam. Zerkałam na niego co chwilę, ale on był zawstydzony, tym, że mnie pocałował, bo był nieco czerwony, a do tego unikał mojego spojrzenia.
 -Wejdziesz?- zapytałam gdy znaleźliśmy się pod domem.
 -Nie wiem czy powinienem- przyznał.
 -Dlaczego?
 -Boję się, że tym razem się nie powstrzymam i znów cię pocałuje- powiedział zmieszany.
 -Może nie powinieneś się powstrzymywac- powiedziałam cicho. Wiem, że to głupie, ale bardzo chciałam poczuć jego usta na swoich.
Przyciągnął mnie do siebie. Poczułam się taka szczęśliwa. Uzmysłowiłam sobie, że pragnęłam tego od pierwszego  naszego spotkania.
  -Co tu się dzieje?- usłyszałam za sobą głos ojca. Szybko odsunęliśmy się od siebie- tydzień temu straciłaś matkę, a zachowujesz się jak..- zaczął.
  -To moja wina- przerwał mu Louis.
  -Lepiej już odejdź i trzymaj się od mojej córki z daleka!- krzyknął. Popatrzyłam na Tomlinsona smutnym wzrokiem, skinął głową i wyszedł.  Ruszyłam schodami na górę. Było mi tak strasznie wstyd.
  -Czekaj!!! Jeszcze nie skończyliśmy!- zawołał za mną.. Podeszłam do niego.
  -to, że jest ci źle od śmierci mamy, nie oznacza, że musisz mi zatruwac życie-  trzasnęłam drzwiami. Płakałam. Wiem, może nie powinnam do tego dopuścić, ale ojciec nie miał prawa tak potraktować Louisa. Rzuciłam się na łózko i płakałam.
Po godzinie zadzwoniła moja komórka. Starłam łzy i odebrałam.
  *Tak?
 *Przepraszam- szepnął Louis.
  *To nie twoja wina. To ja powinnam przeprosić- odpowiedziałam.
  *Posłuchaj...Twój ojciec zabronił mi się z tobą spotykać..- zaczął.
  *Ja...- przerwałam mu.
  *Daj mi dokończyć..- poprosił- Nie zrezygnuję z ciebie. Za bardzo mi zależy...- mówił, gdy do pokoju ktoś zapukał. Szybko się rozłączyłam.
  -Proszę!- zawołałam. W drzwiach stanął tata.  Bez słowa podszedł do  mojego łózka. Spojrzałam na niego.
  -Przepraszam..- szepnął i mocno mnie przytulił- Po prostu nie chcę, żebyś...
  -Tato ja chciałam, żeby mnie  pocałował. I wiem, że nie powinnam, ale nie mogłam się oprzeć- tłumaczyłam.
  -Kochasz go?- zapytał szeptem.
  -nie wiem- przyznałam- Ale jest dla mnie bardzo ważny.
  -Chcę tylko, żebyś była rozważna i nie popełniła, żadnego błędu.
Pokiwałam głową.
   -Dobrze tato.
  -Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy- pocałował mnie w czoło- Dobranoc córeńko- wyszedł z pokoju. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
O 22 położyłam się spac.   Całą noc śniły mi się koszmary. Obudziłam się z krzykiem.  Spojrzałam do okna. Na zewnątrz mocno padało. Usiadłam przy oknie i patrzyłam w świat, który był wyjątkowo szary. Dopiero po dwóch godzinach udało mi się zasnąć.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 3

      ********************** Tydzień później *********************

Dwa dni temu  odbył się pogrzeb mojej mamy.  Ale nie zamierzam go opisywać.  powiem tylko, że był to najgorszy dzień w moim życiu.  Nie potrafię pogodzić się z jej śmiercią. Nie mogę!!!!!
  Cały czas płacze, łzy same spływają. Nawet się nie staram, żeby pokazać, że jest dobrze. Bo jest do niczego i chyba to się nie zmieni.  Ojciec stara się, ale znosi to jeszcze gorzej ode mnie.
  Olivia i Damian odwiedzili mnie kilka razy ciągle powtarzając , że muszę pokazać  wszystkim, że jestem silna.  A ja po prostu nie dam sobie rady. Nie potrafię!!!!
  Evelin  wróciła szybciej z Brazylii, aby być ze mną w tych trudnych chwilach.  Ciągle nawijała o tym jak tam cudownie. Ale chociaż może to i lepiej.
  Zayn też mnie odwiedził mówił, że mogę na niego liczyć.  I wiem, że się stara, ale jego obecność przypomina mi wydarzenia związane z śmiercią mamy.
  Leże już tak od siedmiu dni.  Schodzę tylko na śniadanie, obiad i kolację.  No czasem muszę skorzystać z toalety czy wziąć prysznic, ale pozostałe części dnia spędzam w łóżku.
  Dzisiaj niedziela. ojciec chce, abym jutro poszła do szkoły, ale ja nie pójdę, nie dam rady.
  Wstałam o 12.  Wiem długo spałam, a właściwie leżałam, bo od jakiegoś czasu nie umiem zasnąć. Wzięłam zimny prysznic, założyłam czarne jeansy i sweter.  Włosy spięłam w luźny kucyk. Zeszłam na dół.  Victoria- moja służąca- podeszła do mnie i zapytała:
  -Co panienka sobie życzy?
  -Nic-odpowiedziałam krótko- Tata wstał?
  -Nie. Wrócił do domu  o trzeciej nas ranem. Pewnie jeszcze śpi- powiedziała.
  -Pójdę do niego- powiedziałam.
  -Co przygotować na obiad??- zawołała za mną.
  -Cokolwiek- burknęłam i poszłam do ojca.  zapukałam do drzwi i nic. Otworzyłam je. Ojciec spał w najlepsze.  Podeszłam cicho i przykryłam go kołdrą. Ocknął się.
  -Lucy???- zapytał (bo tak ma na imię moja mama).
  -Nie to ja tato- powiedziałam i usiadłam obok niego-Chcę z tobą  porozmawiać.-Usiadł i pokręcił nerwowo głową-Musisz mi wreszcie wszystko wyjaśnić- nalegałam.
   -Co mam ci powiedzieć?!?!?!?!- wydarł się- że Lucy nie żyje przeze mnie!?!?!?!? Że to ja ją zabiłem?!?!?!?!
Popatrzyłam na niego zaskoczona.
  -Co????
Rozpłakał, a ja mocno go przytuliłam.
  -Miałem długi...-zaczął- Pożyczyłem od jakichś ludzi...Nie byłem w stanie oddac im tych pieniędzy...- nie wierzyłam własnym uszom-...Grozili mi, a co ja miałem zrobić?!?!?!?! Prosiłem, błagałem o czas,ale...Zabili ja przeze mnie- mocniej go objęłam. Ja także płakałam.
   -Tato musisz mi coś obiecać- powiedziałam- Obiecaj, że zawsze będziemy razem i nigdy mnie nie zostawisz- pokręcił przecząco głową- Obiecaj.
  -Nie mogę. Nie jestem dobrym ojcem. Narażam cię na takie niebezpieczeństwo- powiedział, popatrzyłam mu  w oczy.
  -Jesteś moim tatą. Jedynym i najlepszym- powiedziałam- potrzebuję cię jak nigdy przedtem. Obiecaj, że będziesz przy mnie.
  -Obiecuję- powiedział zrezygnowany.
  -Kocham cię tato- powiedziałam.
  -Ja ciebie też- mocno go przytuliłam. Poczułam  przypływ siły. Wiem, że mama byłaby ze mnie dumna.

Po obiedzie poszłam do swojego pokoju. Pościeliłam łózko (pierwszy raz w tym tygodniu), ogólnie ogarnęłam cały bałagan. Gdzieś o 16 ubrałam czarną kurtkę i kozaki i poszłam do kościoła i na grób matki. Gdy się pomodliłam poczułam się lepiej. Gdy wróciłam do domu w salonie czekał na mnie Louis. gdy mnie zobaczył od razu do mnie przybiegł i mocno przytulił.
  -Jak się czujesz?- zapytał zatroskany. BArdzo się cieszyłam, że przyszedł.
  -Bywało lepiej. Ale teraz jest dobrze- uśmiechnęłam się blado- chodźmy do mnie- zaproponowałam. Oczywiście zgodził się.
  -Przepraszam, że nie zajrzałem wcześniej, ale pomyślałem, że potrzebujesz kilka dni spokoju i  samotnosci- tłumaczyła sie, gdy weszliśmy do pokoju.
  -Dobrze zrobiłeś. Dopiero dzisiaj wstałam- powiedziałam, a w moim oczach pojawiły się łzy.
  -Nie płacz. Wszystko się jakoś ułoży- pocieszał mnie.
  -Wiem, ale jest mi tak strasznie smutno- beczałam już na dobre. Objął mnie mocno,a ja poczułam sie taka bezpieczna.
  -Wiesz co?? Płacz. Będzie ci lżej- powiedział.
Siedział u mnie do 20. Nasza rozmowa bardzo mi pomogła. Podniosła na duchu.
  -Idziesz jutro do szkoły?- zapytał, gdy wychodził. Pokręciłam przecząco głową- Jeżeli chcesz mogę pójśc z tobą. Będę spędzał z tobą przerwy.
  -Nie. Masz swoje sprawy. Nie chcę sprawiac ci kłopotu.
  -Nigdy nie będziesz dla mnie kłopotem- powiedział- Będę o wpół do ósmej. Pasuje??
  -Jasne- poddałam się. Może ma rację, gdy będzie w pobliżu, będę czuła się pewniej.
  -No to do jutra- ruszył do wyjścia.
  -Louis??- zawołałam za nim. Popatrzył na mnie- Dziękuję. Dzięki tobie znów się uśmiecham- powiedziałam, a on podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Nogi się pode mną ugięły. Jak on pachnie!!!!!
  -Do juta- szepnął.

                       ******************Następny dzień**************
Budzik nastawiłam na 6.30, ale nie spałam już od czwartej. Porządnie umyłam zęby no i ogólnie cała poranna toaleta. Ubrałam czarne jeansy, czarny koszulek i szary sweter i zrobiłam fryzurę.  Po zjedzeniu śniadania wyszłam na zewnątrz, aby trochę się wyluzować. Byłam bardzo zmęczona i zestresowana.
  -Już gotowa?- zapytał mnie Lou. Pokiwałam przecząco głową.
  -Co jest?- objął mnie ramieniem.
  -Louis, nie poradzę sobie- stwierdziłam.
  -Oczywiście, że sobie poradzisz- pociągnął mnie za rękę - No i ja będę przy tobie.
  -Chodźmy, przecież nie mogę się spóźnic- powiedziałam zrezygnowana.
  -No i taka postawa mi się podoba.




Gdy zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec lekcji wyszłam z klasy. Lou czekał na mnie oparty o ścianę
  -I jak?- zapytał i objął mnie ramieniem.
  -Nie sądziłam, że ktoś się zainteresuje półsierotą- usłyszałam za sobą głos Harriet. Odwróciłam się.
  -Daruj sobie- powiedział Louis.
  -Nie wtrącaj się- zwróciła się do niego-  Chciałam cię tylko zapytać jak to jest nie miec matki??
  -To boli. Bardzo. Ale taka próżna laska jak ty tego nie zrozumie- powiedziałam. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu.
  -Tak, to musi byc takie straszne- zakpiła.
  -Tak, ale ty tego nie zrozumiesz, twój  mały mózg tego nie pojmuje- wtrąciła się Olivia
  -Zamknij się!!!!!- wydarła się na nią.
  -Harriet nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi, a nie masz czym szastać- powiedział Louis, kilka osób się zaśmiało, a ja po prostu wybiegłam na zewnątrz. Płakałam, łzy spływał po policzkach,a  ja nie miałam nad tym kontroli.
  -Co jest?- zapytał Zayn, który zjawił się nie wiadomo skąd.
  -Może powinieneś zapytać twoją dziewczynę!- odburknęłam. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.  Po chwili zjawił się przy mnie Louis.
  -Za dwadzieścia minut zaczynają się próby- oznajmił mu Mulat.
  -Jasne już idę- powiedział. Przytulił mnie- Maleńka, wszystko będzie dobrze.
Oparł czoło o moje. oddychaliśmy jednym rytmem. Uspokoiłam się.
  -Wpadnę wieczorem. Jeśli chcesz- zaproponował. Pokiwałam głową- Do zobaczenia.
wsiadł do samochodu, a ja zostałam sama, w tym w wielkim świecie.

________________________________________________________________
Przeprasza, przepraszam, przepraszam.... Znów nawaliłam.
Ale pamiętajcie, że was kocham ;****
Mam ogromną prośbę.  Głosujcie w ankiecie. Bo nie wiem co mam z zrobić. Mam dylemat pomiędzy Louisem, a Zaynem.
Zdaję się na was <333